Przyszedł dziś list z Polskiego Czerwonego Krzyża. Już straciłam nadzieję, że odpiszą, bo przyznałam się, że nie jestem krewną sierżanta Mirowskiego (a właściwie tylko rodzina ma prawo do takich poszukiwań), jedynie próbuję odtworzyć jego dzieje. Już nie pisałam, że coś mi każe to robić, a Sieroża stał się moją obsesją, bo pewnie uznaliby mnie za niepoważną. Choć chyba trochę tak jest…
Może kogoś przekonało to, że znałam już wiele szczegółów m.in. z Centralnego Archiwum Wojskowego. Najważniejsze, że się zlitowali.
Niestety nie wiadomo, kiedy dokładnie i gdzie Sierożka został wzięty do niewoli. Dowiedziałam się jedynie, że został przekazany do Stalagu XVII – A. Poszukałam w sieci i znalazłam: ten stalag znajdował się na terenie Austrii, wówczas nazywanej Ostmark, w miejscowości Kaisersteinbruch. Leży ona na południowy wschód od Wiednia i południowy zachód od Bratysławy. Gdyby połączyć te trzy miejsca powstałby trójkąt skierowany wierzchołkiem Kaisersteinbruch ku dołowi.
30 września 1939 roku dotychczasowy Dulag (obóz przejściowy), który istniał tu już wcześniej (z tego, co piszą w sieci – po wcześniejszym wysiedleniu mieszkańców Kaisersteinbruch), zaczął funkcjonować właśnie pod nazwą Stalag XVII A.
Mniej więcej w czasie, kiedy mógł być tam Sieroża większość jeńców stanowili Francuzi (ponad 55 tys.), poza tym w obozie przebywali Belgowie (niecałe 4 tys.) i 50 Polaków. Wśród nich st. sierż. Sergiusz Mirowski.
Do lutego 1941 r. był to jeden z największych obozów na terenie Rzeszy – liczył około 75 tys. jeńców. Wśród nich znajdowali się także cywile – około 220.
Sieroża miał numer 11722.
A ta fotografia jest być może właśnie stamtąd. Jakoś coraz bardziej jestem do tego przekonana.
Nie wiem, jak to się stało, że został przekazany do Szpitala Ujazdowskiego w Warszawie, gdzie zmarł na suchoty płuc. To dość dziwne zważywszy na odległość dzielącą Kaisersteinbruch i Warszawę.
W PCK jego nazwisko jest odnotowane w trzech dokumentach. Jednym z nich jest właśnie pismo wysłane z obozu do Deutsche Rote Kreuz w Berlinie. Gotowy druk w języku niemieckim i polskim wypełniony ręką Sieroży, którego skan dziś otrzymałam.
Dzięki instrukcji – dwujęzycznej – umieszczonej na odwrocie wiem, że taki był właśnie sposób pośredniczenia Czerwonego Krzyża w kontakcie jeńca z rodziną.
„Wskazówki dla wypełnienia kartki przez jeńców woj.
Owe 5 złączone odcinki służą umożliwieniu za pośrednictwem Niemieckiego Czerwonego Krzyża przesłania wiadomości jeńca woj. do jego rodziny oraz ustanowieniu pomiędzy jeńcem woj. a jego rodziną stałego kontaktu.
We własnym interesie nadawcy leży, aby pismo było czytelne, a dane szczegółowe. Używać należy tylko dobrze zaostrzonych ołówków, najlepiej ołówków chemicznych.
Ten odcinek powinien koniecznie być wypełniony. Owe 5 złączone odcinki nie powinne być oderwane, lecz służą do przesłania do Głównego Zarządu Niemieckiego Czerwonego Krzyża, nawet w razie, gdy jeniec woj. już znajduje się w korespondencji ze swoją rodziną.”
Dwa pozostałe pisma to wypis z Księgi Zmarłych Szpitala Ujazdowskiego i drugi – z Księgi kwater wojennych i wykazu żołnierzy Wojska Polskiego z września 1939r. pochowanych na Cmentarzu Komunalnym w Warszawie: ”Powązkowska 43/45, kwatera C-28, rząd 3, grób 9″.
To właśnie w tym dokumencie figuruje błędny rok urodzenia Sieroży (1899 zamiast 1896), który potem został powtórzony w wyszukiwarce grobów, gdzie kilka miesięcy temu znalazł go Dawid. Wtedy pojechałam do Warszawy i znalazłam „mojego” Sierożkę na Powązkach Wojskowych. Wzruszenie, które mi wtedy towarzyszyło, trwa do dziś… I o ile moje przeczucie, że podana tam data śmierci – 1 września 1939 – jest jedynie symboliczna potwierdziło się, to sam grób symboliczny nie jest, bo „zwłoki zabrano ze Szpitala Ujazdowskiego i pochowano na Cmentarzu Komunalnym w Warszawie – Powązki.”
Niestety na razie nadal nie wiem, jak to się stało, że został wzięty do niewoli i kiedy to nastąpiło. Ale – jak mówi Paweł – jest kolejny trop. I być może kiedyś jakiś archiwista-militarysta tu trafi i powie mi coś więcej. Albo niezawodna Basia…
Pomyślałam sobie też, że być może jedno ze zdjęć, które pozostawiła po sobie Danusia Mirowska mogło być zrobione w czasie, kiedy jej tata przebywał w niewoli w Kaisersteinbruch albo już w szpitalu w Warszawie.
Ile dziewczynki mogą mieć tu lat? Trzynaście – czternaście, zatem to właśnie pewnie około 1941 roku wybrały się do jednego z chełmskich zakładów fotograficznych, żeby dać sobie zrobić to smutne zdjęcie. Uwieczniły się wszystkie razem po to, żeby tata i mąż „miał je przy sobie” – choć w taki sposób.
I tak też pewnie mniej więcej wyglądały w czasie, kiedy otrzymały na swój chełmski adres informację, że … nie mają już na niego czekać.